czwartek, 31 marca 2011

Małyszomania, czyli koniec wielkiej ery

        Autor: Wortal Turystyczny PL


 Mijając wille oferujące pokoje do wynajęcia, w spokojnym, górskim miasteczku nikt nie czuje nadmiernej ekscytacji. Styczeń - zimowy dzień chłodzi policzki dzieci idących z plecakami do szkoły. Kilka aut na obcych numerach na nikim nie wywiera wrażenia. 



   O konkursie skoków narciarskich młodzież dowiaduje się dopiero w szkole, gdy nauczyciele odwołują ostatnie lekcje, aby zabrać wszystkich na Wielką Krokiew.
Na miejscu, osamotnieni skoczkowie są już w trakcie pierwszej serii skoków. Roześmiane, rozkrzyczane dzieci sprawiają, że skoczkowie przestają czuć się samotni.
I tak mijały lata, do czasu, gdy na rozbiegu pojawił się chudziutki, skromny jak żaden inny, fenomen polskiego narciarstwa - Adam Małysz.
Zakopane eksplodowało euforią współzawodnictwa, a aplauz dla wyczynów młodziutkich mistrzów nie słabnie już od ponad dekady. Dla uczniów nie ma już miejsca na terenie Wielkiej Krokwi. Turnieje co rok gromadzą coraz większe rzesze fanów. Pensjonaty, hotele, restauracje, pokoje do wynajęcia pękają w szwach. Zakopane zdobyło jeszcze jeden okres zimowych żniw.
Narastająca liczba turystów i kibiców skoków narciarskich stała się jedną z przyczyn rozbudowy miasta. Dobra koniunktura wsparła budownictwo. Powstawały i powstają co raz to nowe budynki oferujące pokoje do wynajęcia, rosną miejsca zakwaterowania od najwyższych standardów hoteli po najbardziej malowniczepensjonaty w Zakopanem.
Miejsc noclegowych nie brakuje nigdy.
Jeden człowiek. 'Orzeł z Wisły' umieścił Zakopane na mapie świata. Nigdy dotąd nikt nie zrobił dla tego miasta tak dużo.
Władze miejskie wyrażają swoją wdzięczność na wiele ciekawych sposobów, a pomysłowości nie brakuje. Skoki narciarskie dały Adamowi nie tylko sławę światową, ale także uczyniły go właścicielem gruntów na Gubałówce ' coś do tej pory niespotykanego.
Tak niespotykanego jak sam Adam Małysz. Nasz Adam.
U końca kariery nie sposób przypomnieć sobie tych wszystkich momentów, w których serce biło szybciej. Kiedy cała Polska wstrzymywała oddech, a Adam spokojnie poprawiał zapięcia siedząc u szczytu rozbiegu.
"Niosłeś na nartach całą Polskę, a lądowałeś najdalej ze wszystkich!" - nigdy Ci tego nie zapomnimy, nie przestaniemy być wdzięczni.
Jesteś wzorem dla wielu Polaków - ambicja, odporność na stres i skromność uczyniły Cię wielkim człowiekiem. I takim Cię zawsze zapamiętamy. I nigdy nie przestaniemy Ci dopingować.

Artykuł pochodzi z serwisu http://artykuly.com.pl

wtorek, 29 marca 2011

Mourinho: Nie czekam na potknięcie Barcelony

      Autor: bysiu82


Po meczu z Rancingiem trener Realu Madryt Jose Mourinho dał znowu popis swojej arogancji i głupoty. Sugerując, że Barcelona powinna kończyć mecz w 10, a że w jej meczach dzieją się "dziwne rzeczy", jest to kolejny dowód na to że Portugalczyk nie potrafi przegrywać, a winnych szuka wszędzie tylko nie w swojej drużynie, zwalając winne na sędziów czy na innych trenerów, którzy przyjeżdżając na Camp Nou nie walczą tylko się podkładają. 



Co do pracy sędziów, Jose miał na myśli dwa ostatnie mecze Barcelony, kiedy to z Valencią według niego sędzia powinien odgwizdać spalonego, a w meczu z Saragossą Katalończycy zasłużyli na grę w 10. Patrząc obiektywnie na te spotkania to w pierwszym meczu spalony Alby był tak samo jak półtora tygodnia wcześniej spalony Alvesa z Bilbao. Tylko że w tym meczu powinien być podyktowany jak byk karny na Messim. Co do meczu z Saragossa to jeśli Barcelonie należała się czerwona kartka, to przy stanie 2:0 kiedy to Keita strzelił prawidłową bramkę.
Mourinho nie potrafi przegrywać, dlatego nigdy nie będzie się mógł równać z Guardiolą niespotykanie skromnym człowiekiem. Już nawet samych działaczy klubu ze stolicy zaczyna już trochę drażnić postawa swojego trenera, który sprawia żę wizerunek klubu zaczyna tracić w oczach innych klubów i szkoleniowców. Na pewno dalej go boli przegrana 5:0 na Camp Nou która była jego największą w historii, widać to za każdym razem kiedy komentuje mecze Barcelony zarzucając, że sędziowie pomagają jej, trochę pokory panie Mourinho.
Może i jest dobrym trenerem ale wnosząc do ligi hiszpańskiej swoje prostackie zachowania, sprawił że jest w niej więcej spisków, oskarżeń i dziwnych domysłów.
Z niecierpliwością czekam na kwiecień i pojedynki z Realem, gdyby Barcelonie udało się dwa razy wygrać (w co głęboko wierze) jestem ciekaw na co wtedy winne zwaliłby Mourinho.

Artykuł pochodzi z serwisu http://artykuly.com.pl

Tomasz Adamek - pięściarz jakich mało

    Autor: Teken


Tomasz Adamek, niemal jak dawni czempioni, wędrował z niższych kategorii do wagi ciężkiej, tylko po to aby sprostać nowym wyzwaniom i zostać mistrzem wszechwag. Dziś już rzadkością jest taka postawa bokserów. Tomasz Adamek daje jednak inspirację innym, i przypomina lata świetności boksu, kiedy to na ringu walczyli prawdziwi wojownicy, często dużo mniejsi od swoich rywali. 


Tomasz Adamek, jeszcze 3 lata temu walczył w wadze półciężkiej, w której limit wynosi niecałe 80 kg. W tej kategorii wagowej walczył przez pierwszych 8 lat swojej kariery. W 2005 roku zdobył pas WBC w tejże kategorii, po niezwykle twardej i zaciętej walce pokonał Paula Briggsa. Okazało się, że Polak wykazał się niezwykłym hardem ducha i wolą zwycięstwa, gdyż od 2 rundy walczył ze złamanym nosem. Już wtedy było wiadomo, że Adamek jest bokserem z krwi i kości, że jest prawdziwym wojownikiem i póki stoi na nogach, dąży do zwycięstwa. Taka postawa w dzisiejszym boksie jest co raz rzadsza.

Tomasz Adamek, po dwóch obronach pasa WBC, stracił go w walce ze znakomitym Chadem Dawsonem, z którym walka wyraźnie mu nie szła. Przed pojedynkiem miał problemy żołądkowe, i co raz bardziej doskwierało mu to, że musi się wręcz głodzić, aby zmieścić się w limicie kategorii półciężkiej. Po porażce Polak zdecydował się na odważny krok, mianowicie przejście do kategorii junior ciężkiej, zwanej też cruiser, gdzie limit wagowy wynosi 90,7 kg. W przeciwieństwie do pozostałych kategorii wagowych gdzie różnice między niższą i wyższa są nieduże, tu ta różnica jest ogromna, bo aż 11 kg. Adamek podjął ryzyko i już po dwóch walkach na przetarcie zmierzył się z niezwykle groźnym pięściarzem i byłym mistrzem tej wagi O'Neilem Bellem. Adamek zdał egzamin, i swoim boksowanie spowodował, że Amerykanin poddał się po 8 rundzie.

W kolejnej walce Adamek walczył już o mistrzostwo z najlepszym w owym czasie pięściarzem kategorii junior ciężkiej Stevem Cunninghamem. Mimo przekładającego się terminu walki i zaburzeniu cyklu treningowego, Adamek wyszedł do ringu pewny swego zwycięstwa. Tak też uczynił, w trakcie walki 3 razy położył na deski swego rywala, choć sama walka była zacięta i wyrównana. Jako drugi Polak zdobył mistrzostwa w drugiej kategorii wagowej( pierwszy był Dariusz Michalczewski). Waleczny Polak został uznany najlepszym bokserem tej kategorii wagowej, co potwierdził w dwóch kolejnych walkach, które rozstrzygną przed czasem. I wtedy "Góral" zdecydował się na krok, na który niewielu pięściarzy by się zdecydowało, mianowicie postanowił przejść do wagi ciężkiej.

Takie wędrowanie z wagi do wagi jest w dzisiejszym boksie praktycznie niespotykane, szczególnie w tych najcięższych kategoriach. Dawniej owszem, bokserzy byli prawdziwymi fighterami i mimo słabszych warunków fizycznych chcieli rywalizować z najcięższymi, choćby: Ezzard Charles, Floy Patterson czy Bob Foster. Jedynym pięściarzem, który w dzisiejszych czasach nie bał się takich wyzwań był znakomity Roy Jones jr. I mimo wielu krytycznych głosów, Adamek zdecydował się na przejście do wagi ciężkiej, i w pierwszej walce pokonał samego Andrzeja Gołotę - symbol polskiego boksu i wagi ciężkiej.

Wielu nie dowierzało, że skromnie zbudowany Adamek, na tle ponad 100 kilogramowych przeciwników, będzie mógł walczył jak równy z równym. Ale się mylili. Adamek w kolejnych walkach pokonał Jasona Estradę, Chrisa Arreolę i Michaela Granta, na tle którego wyglądał jakby nadal walczył w wadze półciężkiej. I jedynie w ostatniej walce fachowcy dawali mu pewne zwycięstwo. Tomasz Adamek ma mentalność prawdziwego mistrza, pewność siebie i wiarę w swoje umiejętności, co w tym sporcie jest bardzo ważne. Tomasz Adamek nie kalkuluje, wychodzi do ringu z każdym, i chce go pokonać.

Gdyby 3 lata temu pokazać braciom Kliczko z kim będą w przyszłości walczyć, zapewne tylko by się uśmiali, a przecież dziś na 90% do takiej walki dojdzie. I trudno sobie wyobrazić aby dziś jakiś czempion wagi półciężkiej zdecydował się na taki krok co "Góral", trudno spodziewać się od mistrzów wadze cruiser, że przejdą do wagi ciężkiej, aby walczyć o najważniejszy tytuł w boksie zawodowym. Dziś pięściarze zdobywają jakiś pas, i razem z promotorem pilnują go jak oka w głowie, aby przypadkiem nie walczyć z kimś silnym i go nie stracić.

Tomasz Adamek w dzisiejszym boksie, który przeżywa kryzys, jest wyjątkiem, tacy pięściarze zdobywają serca kibiców. Adamek porywa się na większych i cięższych rywali niczym dawni legendarni czempioni, a walki swoje wygrywa sprytem i wolą zwycięstwa. Jak sam mówi on jest od boksowanie, i nie boi się walczyć z nikim. Jest twardy psychicznie, co można zauważyć gdy patrzy w oczy swojemu rywalowi. Pięściarz z Gilowic ma szansę przejścia do historii nie tylko polskiego boksu, ale też światowego, zdobywając jako jedyny bokser w historii mistrzostwo w wadze półciężkiej, junior ciężkiej i ciężkiej. Czy tak się stanie? Tego nikt nie wie, ale z całą pewnością nie jest to wykluczone.

Artykuł pochodzi z serwisu http://artykuly.com.pl



Czy Wisła Kraków zdobędzie Mistrzostwo Polski?


Autor: DeViL1990



Wiele ostatnio mówi się o tym, kto będzie MP w piłce nożnej. Kandydatów jest kilku, ale aktualnie najbardziej realnym jest krakowska Wisła. Czy jednak po odpadnięciu z pierwszoligowym Podbeskidziem i w zasadzie szczęśliwym remisie z Polonią Bytom jest w stanie utrzymać swoją pozycję? 


Są osoby, które twierdzą, że mistrzostwo zdobywa się meczami z teoretycznymi pewniakami o tytuł. Ja jednak jestem innego zdania. Mistrzostwo zdobywa się w meczach z teoretycznie słabszymi przeciwnikami. Co z tego, że np. Wisła wygra z "pewniakami" do mistrzostwa jak nie będzie mogła sobie poradzić z walczącą o utrzymanie drużyną? Mistrzostwo zdobywa się we wszystkich kolejkach sezonu.
Uważam, że jeżeli gracze Wisły będę grali każdy mecz z dużym zaangażowaniem to jak najbardziej są w stanie zdobyć MP. Choć patrząc na ich ostatnie wyczyny, a mianowicie obrony to wygląda to katastrofalnie. Na takie błędy może choć też nie powinna sobie pozwolić drużyna "okręgówki", a nie lider Ekstraklasy. 18 straconych bramek w 19 meczach to słaby bilans, bo prawie bramka w każdym meczu. Mizernie to wygląda. Trochę lepiej wygląda sprawa z liczbą strzelonych bramek, ale 29 goli, mimo iż najwięcej w lidze też nie powala. Mówi się, że najpoważniejszymi kandydatami do MP w tym momencie obok Wisły są Jagiellonia i Legia. Jednak z całym szacunkiem dla Legii to jak drużyna, która ma ujemny bilans bramkowy i aż 8 porażek w lidze (do tej pory) może zdobyć mistrzostwo? Wiele osób powie, że liga się wyrównała. Też jestem takiego zdania. Tylko szkoda, że najlepsze drużyny zrównały się z tymi z dołu tabeli. Jeżeli chodzi o Jagiellonię Białystok to mimo tego, że dobrze zaprezentowała się w ostatnim meczu z Lechem nie myślę, aby zdobyła mistrzostwo. Po odejściu Grosickiego to nie ta sama drużyna. "Franek" się snuje po boisku nie mając z kim grać. Nikt z drużyny nie rozumie go tak, jak to robił Grosicki. Nie można jednak skreślić tej drużyny w walce o tytuł.
Jeżeli chodzi o poznańskiego Lecha to mało prawdopodobne jest, aby włączył się w walce o mistrzostwo. Jednak dla liderującej drużyny warto przypomnieć poprzedni sezon, gdzie "pewna" tytułu Wisła sama sobie go odebrała.
Sprawa mistrzostwa nadal nie jest przesądzona, aczkolwiek jest jeden poważny kandydat do tytułu. Jedno jest pewne. Mimo słabego poziomu końcówka sezonu będzie interesująca. Czy w końcu MP awansuje do upragnionej LM? Tego nie wiemy, ale warto przytoczyć słowa trenera aktualnego lidera, Roberta Maaskanta, który powiedział, że w tym składzie na LM raczej szans nie ma.
Kto zdobędzie MP? Liderująca Wisła? Goniąca Jagiellonia czy Legia? A może nieobliczalny Lech? Nie warto jednak zapomnieć o dwóch rewelacjach tego sezonu, czyli Lechii i Śląskowi. Czeka nas wiele emocji w walce o mistrzowski tytuł. :)

Artykuł pochodzi z serwisu http://artykuly.com.pl

Czy Kubica mógł zostać Mistrzem Świata w tym sezonie?

Zaczęło się wielkie ściganie! Wiem za wcześnie na jakiekolwiek wnioski czy podsumowania,ale wyścig w Australii nasunął mi to pytanie, co by było gdyby...? 



Nie wiem, jak Wy,ale uważam,że to trzecie miejsce Pietrowa w Melbourne,to także wielki sukces Roberta, wyobrażam sobie co czuł Polak patrząc, jak dobrze sprawuje się bolid Lotus-Renault, w końcu tylko on wie ile w tym jego zasługi, jak dla mnie to jego udział w konstrukcji tego bolidu oceniłbym na 40%. Kto choć trochę interesuje się F1 wie, jak Kubica dba o każdy szczegół,że wszędzie go pełno, musi wszystko wiedzieć, interesują go wszystkie najmniejsze detale,a wszystko po to,by po wyścigu nie miał sobie nic do zarzucenia.
Gdy patrzyłem jak Rosjanin, który w zeszłym roku niezbyt radził sobie z poprzednią wersją bolidu rodem z Francji, świetnie poczyna sobie na torze,czułem i żal i zadowolenie. Z jednej strony cieszyłem się,że praca całego teamu i oczywiście Kubicy przynosi efekty. z drugiej zaś smutek,że to nie Robert.Jestem pewien,że gdyby nie ten feralny wypadek Polak walczyłby o tytuł.Emocje byłyby dużo większe, bo w końcu dostał taki bolid, który został zrobiony od zera pod niego, w którym mógł być najszybszy.
Trudno, stało się,co się stało. Wierzę,że Polak wróci na tor jeszcze w tym sezonie,że wygra wyścig w tym roku, a przyszły będzie należał do niego! W tym już nie zdąży, ale w następnym będzie Mistrzem Świata!
Jeszcze jedno. bardzo podobał mi się gest Heidfelda, któremu wyścig nie wyszedł oraz menedżerki Pietrowa i całego zespołu. Oni też wiedzą ile zasługi Kubicy jest w tym sukcesie podczas pierwszego wyścigu.


http://mehanikkspostsport.blogspot.com
Artykuł pochodzi z serwisu http://artykuly.com.pl

niedziela, 27 marca 2011

Bieganie z naturą za pan brat

    Autorem artykułu jest Nestor


Bieganie może kojarzyć się z ludźmi truchtającymi po utwardzanych drogach czy pięknie brukowanych chodnikach. Ale czy to, że na takich "śieżkach biegowych"  mijamy sportowców to znaczy, że wyłącznie tam się poruszają? Odpowiedź brzmi-NIE! Jest wielu ludzi, którzy za "plac treningowy" obrali sobie polne czy leśne ścieżki  



Można by zadać pytanie dlaczego właśnie tam, czy nie lepiej i przyjemniej jest biegaćpo utwardzanym, ciągnącym się kilometrami asfalcie czy bieżni wokół stadionu? Oczywiście, że niektórym bardziej to odpowiada. Są także formy treningowe, jak  np. rytmy, do których takie podłoże jest nawet wskazane. Jest jednak szerokie grono, które nade wszystko woli czyste łono natury. Dlaczego tak się dzieje? A no powodów jest wiele. Niektórzy poprostu chcą uciec od zgiełku i szumu, szukając swojej oazy treningowej z daleka od szydzących laików. Inni pragną odciążyć swoje stawy lub oddychać czystym powietrzem. Jeszcze inni poprostu kochają treningi w naturalnym środowisku. No i nie należy zapominać o biegaczach, którzy mają poprostu  takie założenia planu treningowego (crossu raczej nie zrobimy między blokami;))
Trening-no tak, to może odbywać się w terenie, ale zawody to już tylko biegi uliczne, no bo jak inaczej...Nic bardziej mylnego! Istnieją takie rodzaje zawodów biegowych, takie sporty, w których to natura, a nie dzieło rąk drogowców,gra pierwsze skrzypce. Są to np. biegi górskie, biegi przełajowe czy mało znane w naszym kraju biegi na orientację. Te ostatnie jako arene sportową wykorzystują las (nie tylko drogi czy ścieżki). W sporcie tym chodzi o to, aby w jak nakrótszym czasie odnaleźć punkty kontrolne, które zaznaczone mamy na specjalnie przygotowanej mapie topograficznej( przeważnie skala 1:10000 lub 1:15000). Więcej na temat tych dyscyplin z pewnością znajdziemy na stronach poświęconych bieganiu lub stronie polskiego związku jeśli chodzi o tą ostatnią dyscyplinę.
Artykuł pochodzi z serwisu http://artelis.pl

Andrzej Gołota - ocena kariery bokerskiej

       Autorem artykułu jest Krzysztof Borowik


Po przegranej z Tomaszem Adamkiem, Andrzej Gołota już chyba zakończył swoją przygodę z boksem. Być może wróci jeszcze na jakąś pożegnalną walkę, ale nie zmienia to faktu, że można pokusić się o krótkie podsumowanie jego kariery, i tego kim dla kibiców boksu jest jego sylwetka.



Andrzej Gołota, to nazwisko zna chyba każdy, nawet jeżeli się nie interesuje boksem. Kariera naszego pięściarza, który przez lata dawał nam sporo emocji( choć nie zawsze pozytywnych), praktycznie już się skończyła. Opinii o Gołocie i jego Andrzej Gołota - ocena kariery bokerskiejkarierze jest tyle, co jego kibiców i oponentów. Jedni twierdzą, że Andrzej Gołota to legenda polskiego boksu i najlepszy polski bokser zawodowy w historii, inni zaś, że Gołota to kompromitacja polskiego boksu zawodowego. Gdzie leży prawda, i kto ma rację? Pokuszą się o krótką analizę jego kariery bokserskiej, i tego dlaczego zdania o naszym rodaku są tak podzielone i odmienne.
Przypomnijmy, że Gołota to utytułowany bokser amatorski, był 4-krotnym Mistrzem Polski, Mistrzem Europy Juniorów, a uwieńczył to wszystko brązowym medalem olimpijskim, co jest zawsze przypominane. Ale nie ekscytowaliśmy się Gołotą podczas jego walk amatorskim, a zawodowych. Więc zostawmy dorobek amatorski na boku i stwierdźmy, że jako amator Andrzej był bardzo dobrym bokserem w skali światowej. Przejdźmy do kariery zawodowej. Na ringach zawodowych Gołota zdobył..nic. Po tym stwierdzeniu można zaraz przyznać rację jego oponentom, którzy do tego faktu dorzucają jeszcze kompromitujące porażki Polaka, to jak się poddawał i  przegrywał w pierwszych sekundach w ważnych walkach. To wszystko prawda. Więc dlaczego Gołotę nazywa się legendą polskiego boksu zawodowego, dlaczego dla niektórych Gołota jest symbolem boksu zawodowego i uważają go za wybitnego boksera? Odpowiedź jest krótka – bo tak w rzeczywistości jest. Andrzej Gołota otworzył polskim kibicom wrota do zawodowego boksu z najwyższej półki, pokazał coś o czym tylko słyszeli. To za sprawą Gołoty jedna czwarta Polski wstawała o 4 z rana, żeby obejrzeć transmisje „live” prosto z USA - z wielkich gal bokserskich. Nic nie zmieni tego, że Gołota to pierwszy Polak, który walczył o zawodowe mistrzostwo w królewskiej wadze ciężkiej, ba i to za czasów Lennoxa Lewisa, Mika Tysona i Evandera Holyfielda. Dziś wiemy, że Gołota walczył z jednymi  największych bokserów wagi ciężkiej, bo tak są nazywani wcześniej wymienieni pięściarze. Takich emocji, takich wrażeń nie da się zapomnieć, nawet jeżeli Andrzej tych walk nie wygrał. Ale jest wiele bokserów, którzy przeszli do historii boksu, nie dlatego, że byli wybitnymi czempionami, ale dlatego, że stoczyli parę niezapomnianych walk, nawet jeżeli przegranych. Właśnie takim bokserem jest Gołota. Jego walki z Riddick’iem Bowe, czy tego chcemy czy nie, przeszły do historii boksu, nie tylko polskiego ale i światowego, jako jedne z najbardziej emocjonujących w wadze ciężkiej lat 90-tych. Pierwsza skończyła się totalna bijatyką w ringu i poza nim, a emocje przy drugiej sięgały zenitu, i okazała się brutalną potyczką jakiej od dawno nie widziano. Niema znaczenie, że walki skończyły się jak się skończyły, ba nawet to nadaje im jeszcze większego smaczku. Do tych walk długimi latami będzie się wracać . Przeciwnicy talentu Andrzeja Gołoty wypominają, że został on sławny po zaledwie dwóch i to przegranych walkach. Ale taki jest właśnie boks, poza tym nasz rodak stoczył jeszcze parę walk, które wygrał, choćby tą krwawą jatkę z Coreyem Sandersem, gdzie w kroplach krwi znajdowali się nawet ludzie wokół ringu, a jeden z dziennikarzy stwierdził, że tak krwawej rundy jeszcze nie widział. Był nieobliczalnym pięściarzem, żaden bokser nie mógł go lekceważyć, wiedział, że może łatwo wygrać w pierwszej rundzie lub stoczyć twardy 12-rundowy bój. Zgodzę się, że Gołota nie był wybitnym bokserem zawodowym w skali światowej, ale był co najmniej dobrym. Stoczył dobre walki o mistrzostwo z Chrisem Byrdem i Johnem Ruizem.  Oczywiście trzeba przyznać trochę racji oponentom, Gołota nie miał psychiki mistrza, przegrywał swoje walki jeszcze przed wejściem do ringu. Ale nie za to kibice Gołoty go kochają, Gołota będzie zawsze utożsamiał polski boks zawodowy,  zawsze będzie tym „pierwszym” w wielu aspektach, a wszystko co pierwsze jest niezapomniane i niepowtarzalne. Czy tego chcemy czy nie, Andrzej Gołota jest, i zawsze będzie legendą polskiego boksu zawodowego.
Artykuł pochodzi z serwisu http://artelis.pl

Trening squasha - trening umysłu!!!

   Autorem artykułu jest Michał  Skrzypek


Dobry zawodnik trenuje nie tylko na korcie, ale także poza nim. Mecz squasha można porównać do walki w ringu - zamiast ringu mamy kort, a zamiast pięściarzy - dwóch zawodników z rakietami w dłoniach.
Przyjęło się mówić, że w squashu, oprócz prawidłowej techniki gry oraz odpowiedniego przygotowania fizycznego, ważną rolę odgrywa psychika gracza. Inteligencja oraz spryt na korcie, to umiejętności niewątpliwie niezbędne, a bez odpowiedniego nastawienia i wiary w swoje umiejętności bardzo trudno jest wygrać. Z całą odpowiedzialnością zaryzykuję stwierdzenie, że w rozgrywce pomiędzy zawodnikami na podobnym poziomie zaawansowania, kluczową rolę odgrywa zazwyczaj - nie umiejętność precyzyjnego posyłania piłki w tylny narożnik kortu, nie nadzwyczajna siła uderzenia, nie przygotowanie fizyczne, lecz właśnie to, co zawodnicy mają w swoich głowach.

Czy można trenować umysł?

PięściarzDobry zawodnik trenuje nie tylko na korcie, ale także poza nim. Stwierdzenie to nie odnosi się tylko do squasha, ale do wszystkich sportów, w których umysł angażowany jest bardziej niż w trakcie gry w "wojnę" czy w "chińczyka". Sportowiec, który chce osiągać dobre wyniki, musi cechować się dużą pewnością siebie. Ta pewność siebie, oprócz tego, że dodaje sił oraz sprawia, że dajemy z siebie wszystko, wpływa również "negatywnie" na przeciwnika.

Mecz squasha można porównać do walki w ringu - zamiast ringu mamy kort, a zamiast pięściarzy - dwóch zawodników z rakietami w dłoniach. I tak jak na ringu, przed walką, bokserzy patrzą sobie w oczy i - można by pomyśleć - próbują się na wzajem przestraszyć, tak na korcie - zawodnik musi okazać stuprocentową pewność swojej wygranej. Co istotne - ta pewność nie może zmniejszyć się ani na chwilę podczas gry, i trwać musi aż do ostatniej wymiany piłki.

Pewność siebie oczywiście nie wystarczy, żeby wygrać mecz. Aby być najlepszym, trzeba wykazać się jeszcze przynajmniej dwiema umiejętnościami (jeśli chodzi o umiejętności psychiczne) - skupieniem oraz mobilizacją.

Skupienie na grze, to nieodrywanie wzroku od piłki od początku do końca wymiany. Nie można nawet na chwilę odbiec myślami od tego, co dzieje się na korcie. To co miało miejsce przed meczem, to co aktualnie dzieje się "za szybą" i to co będzie działo się po meczu - nie może mieć dla zawodnika w czasie gry absolutnie żadnego znaczenia i nie powinno zaprzątać mu głowy.

Mobilizacja to stan, w którym za każdą piłką pobiegniemy na drugi koniec kortu, dając z siebie maksymalnie wszystko i "nie odpuścimy" ani jednej wymiany. Jedenaście punktów (tyle należy ich zdobyć w squashu aby wygrać gem - pod warunkiem przynajmniej dwupunktowej przewagi) to na tyle mało, że strata jednej, dwóch piłek, może zdecydować o przegranej.

Już nie mam szans...

Niezwykle często zdarza się w squashu, że zawodnik tracąc kilka piłek pod rząd na początku rozgrywki, traci również wiarę w siebie, zaczyna się denerwować - obniżając drastycznie swój poziom skupienia, i "odpuszcza" - brakuje mu mobilizacji. W takiej sytuacji wynik jest już przesądzony - bez "siły mózgu", nie ma szans na wygraną. Dlatego bardzo ważna jest świadomość potęgi naszych umysłów i ciągła praca nad poprawą swojego nastawienia - trening czyni mistrza.

Graj z głową

To jest właśnie squash! Nie tylko na tym polega "spryt i inteligencja" poruszone na początku artykułu, aby posyłać piłkę w odpowiedni narożnik kortu, czy serwować w taki sposób, jakiego przeciwnik najmniej się spodziewa, ale na tym, aby umieć grać w pełni świadomie ciałem i głową, kontrolując swoje emocje oraz panując nad myślami. Grać i wygrywać.
Artykuł pochodzi z serwisu http://artelis.pl

piątek, 25 marca 2011

TIGER WOODS - upadki i wzloty

   Autorem artykułu jest Sonja  Vollhaus


Notka biograficzna Tigera Woodsa - żywej legendy w świecie sportu, a także symbolu ulegania codziennym pokusom, które mogą być opłakane w skutkach.



Legenda za życia
Jeśli istnieje coś takiego jak żywa legenda, Tiger Woods z pewnością spełnia wymogi tego pojęcia. Ten  zawodowy amerykański golfista jest najlepiej opłacanym sportowcem na świecie. Astronomiczne zarobki mówią same za siebie. Wygrał 14 zawodowych turniejów golfowych, jak również 71 turniejów PGA Tour (Professional Golfers Association – Związek Zawodowy Graczy Golfa). Jest najmłodszym zdobywcą Wielkiego Szlema w golfie (rekord świata). Zdobył 3 Wielkie Szlemy, stając się tym samym drugim golfistą po Jacku Nicklausie, któremu się to udało. Zwyciężył również 16 turniejów z serii World Golf Championships. Woods otrzymał tytuł Gracza Roku PGA dziesięciokrotnie za najdłuższe utrzymanie pierwszego miejsca. Tiger Woods urodził się 30 grudnia 1975 roku w Cypress w Kalifornii. Pociąg do golfa czuł już od najmłodszych lat, głównie za sprawą swojego ojca – Earla Woodsa, który grał w golfa amatorsko. Poślubił Elin Nordegren 5 października 2004 roku, lecz rozwiedli się 23 sierpnia 2010 przez popularny w mediach seksoholizm Woodsa. Jako profesjonalista zadebiutował w 1996 roku, rozgrywając pierwszą grę o 60. miejsce w turnieju Greater Milwaukee Open. W przeciągu trzech kolejnych miesięcy wygrał dwa turnieje, kwalifikując się tym samym do Tour Championship. Tego roku otrzymał nagrodę PGA Rookie of the Year (nagroda dla debiutanta roku). Tiger po raz pierwszy wygrał The Masters Tournament w roku 1997, z wynikiem 18 uderzeń poniżej normy, ustanawiając tym samym nowy rekord. Później tego roku wygrał trzy kolejne turnieje PGA Tour i został numerem jeden na świecie. Wtedy też otrzymał po raz pierwszy tytuł Gracza Roku PGA. W roku 1998 wygrał tylko jeden turniej PGA Tour. W roku 1999 zakończył sezon z ośmioma zwycięstwami na koncie. Kolejny raz otrzymał tytuł Gracza Roku PGA. W 2000 Tiger triumfował 5 razy z rzędu. Wygrał też trzy turnieje Major i dziewięć turniejów PGA Tour. Lata 2001 i 2002 należały do niego, ale w 2003 zaczął tracić formę. Nie wygrał żadnego z turniejów Major ani w 2003, ani 2004 roku; do tego w 2004 roku utracił pierwszą pozycję w rankingu, którą objął Vilay Singh. Zaczął wygrywać ponownie w 2005 w turnieju Buck Invitational i Master Series, odzyskując tym samym pierwszą pozycję. Rok 2006 rozpoczął od zwycięstw, choć raz pokonał go Phil Mickelson. Po długiej walce z rakiem prostaty, 3 maja 2006 w wieku 74 lat zmarł jego ojciec i mentor. Śmierć ojca odcisnęła piętno na Tigerze, który popadł w dołek. W turnieju Open Championship 2006 ponownie odzyskał formę, dedykując swoje zwycięstwa pamięci ojca. Dominował nieprzerwanie do 2008 roku, kiedy to odniósł kontuzję. Powrócił rok później odnosząc 6 ważnych zwycięstw.
Nobodys perfect
Pod koniec roku ogłosił przerwę w karierze, by uporać się z problemami małżeńskimi. W sierpniu 2010 rozwiódł się z żoną z powodu słabości do niewierności. Do gry powrócił w 2010, ale w turnieju Masters nic nie zwojował. Zaczął wygrywać dopiero w 2011 roku. Obecnie zajmuje trzecie miejsce w światowym rankingu golfistów. W swojej karierze wygrał czternaście turniejów wielkoszlemowych, 71 turniejów PGA Tours, 38 European Tours, 2 Japan Tours, 1 Asian Tour, 1 PGA Tour of Australia oraz 15 innych. Nic dziwnego, że na Tigerze Woodsie nie można zbyt wiele zarobić, ponieważ obstawianie jego zwycięstwa gwarantuje minilamny zysk, natomiast typ na przegraną to niemalże pewny samobój.
Artykuł pochodzi z serwisu http://artelis.pl

Rafing Przełomem Dunajca

            Autorem artykułu jest Wojtaz84


Rafting - ekstremalny spływ górską rzeką. Zazwyczaj oprócz spienionych fal rzecznej kipieli można podziwiać walory widokowe górskiego kanionu.


Rafting (spływ pontonowy górską rzeką)
           Rafting to atrakcja dla ludzi którzy chcą sie zmierzyć z górską rzeką i dobrze się przy tym bawić
Niewątpliwie jadnym z najlepszych i zarazem najpiękniejszych miejsc w Polsce do tego typu rozrywki jest Przełom Dunajca. Uczestnicy wyprawy płynąc wśród spienionych bystrzy wodnych mogą podziwiać zapierające dech w piersi widoki stromych skalnych ścian piętrzących się bezpośrednio nad ich głowami. Na trasie przepływu można podziwiać panoramę Trzech Koron czy Sokolicy. Mimo że rafting jest zaliczany do sportów ekstremalnych to jest to w pełni bezpieczna rozrywka, gdyż na każdym pontonie jest ratownik WOPR który czuwa nad bezpieczeństwen uczestników. Każdy uczestnik jest zaopatrzony dodatkowo w kask i kamizelkę ratunkową oraz wiosło aby brać czynny udział w spływie. Trasa spływu rozpoczyna się w Sromowcach Niżnych a kończy w Szczawnicy. W zależności od poziomu wody i kondycji uczestników spływ trwa od dwóch do trzech godzin.
Oczywiście tą samą trasę można pokonać spływem na tratwach flisackich siedząc na drewnianych ławeczkach przymocowanych do tratwy. Jest to zapewne tańszy sposób ale czy tego szukają ludzie spragnieni adrenaliny?? Moim zdaniem nie, dlatego jeśli chcesz przeżyć przygodę na wodzie o której bedziesz mógł opowiadać po latach to Rafting jest właśnie dla Ciebie:) Coraz bardziej popularne staje się łączenie wyprw rowerowych z raftingiem. Najcześciej przejażdżka rowerowa rozpoczyna się w Szczawnicy, skąd wzdłuż Dunajca uczestnicy jadą do Czerwonego Klasztoru po słowackiej stronie. Nastepnie przez niedawno wybudowaną kładkę w Sromowcach Niżnych przechodzą na Polską stronę i tam rozpoczyna się spływ - Rafting.



Artykuł pochodzi z serwisu http://artelis.pl

10 najczęściej popełnianych błędów podczas wspinania!!!

      Autorem artykułu jest Szerpa


Pragniemy podzielić się 10-cioma najczęściej popełnianymi błędami wśród wspinaczy w Dolomitach pod względem wspinaczkowym, sprzętowym i kondycyjnym.  Jeśli chcesz się uświadomić oraz ustrzec takich z pozoru błahych, ale często mających wpływ na dalsze życie błędów- zapraszamy!



1.Nieodpowiednio dobrany sprzęt- Często bierzemy zbyt dużo niepotrzebnego sprzętu i mamy ciężki bagaż-zwalniając w ten sposób tempo, bądź w drugą stronę- nie bierzemy potrzebnego sprzętu i później nie ma jak się asekurować i zwiększamy w ten sposób ryzyko urazu w razie odpadnięcia. Lepiej czasem zabrać o kilka kości za dużo, czy wziąć komplet tricamów, których możemy nie użyć (w co bardzo wątpię:) ), niż żeby tego brakowało. 
Porada taka- bierzemy  nieco więcej sprzętu niż przewidujemy, a w miarę doświadczenia decydujemy,co się może przydać,a co nie.
2.Nieznajomość drogi powrotu. Zanim wbijesz się w drogę uważnie przestudiuj zalecany powrót z niej, a jeszcze lepiej jak w dzień restowy obejrzysz ten powrót. W większych ścianach zdarzają sie drogi zejściowe w łatwym technicznie, ale nie orientacyjnie terenie- więc warto je " zapatentować" w restowy dzień.
Po wyczerpującej wspinaczce najbardziej stresujące,co Cię może spotkać, to trudność w odnalezieniu drogi powrotnej, która w Dolomitach zazwyczaj nie jest zjazdem po tej samej linii wspinania.
3.Zapychy- zgubienia drogi wspinaczkowej. Mogą zdarzyć się każdemu wspinaczowi, zwłaszcza, że na drogach górskich jest mało stałych puntów asekuracyjnych, a formacje skalne nie zawsze są tak ewidentne jak np. w granicie tatrzańskim. Dlatego warto uważnie śledzić schematy dróg oraz przyjrzeć się ścianie z daleka przed wejściem w drogę.
4.Niedobieranie  dróg pod swoje umiejętności. Wybierając się po raz pierwszy w Dolomity należy pamiętać o stopniowaniu trudności dróg oraz wziąć pod uwagę poprawkę na wycenę Włochów. Warto zaznajomić się z katalogiem dróg wspinaczkowych, gdzie są szczegółowe opisy, które pomogą zdecydować, które drogi warto wybrać na początek.
5.Zbyt późne wbicie się w drogę. Im dłuższa droga, tym wcześniej się w nią wbijaj. Burze zazwyczaj są popołudniami, więc im szybciej wbijesz się w drogę, tym mniejsze prawdopodobieństwo trafienia na fajerwerki. Łatwiej też szukać drogi zejściowej, gdy jeszcze nie trzeba używać czołówki. Ale czołówkę na wspin weź obowiązkowo!Warto też podejście pod ścianę patentować w dni restowe, by uniknąć nerwowego szukania ściany i  drogi w dzień wspinaczkowy.  Ponadto- im wcześniej się wbijemy w drogę, tym mniej zespołów będzie działało na ścianie, a w popularnych rejonach na jednej drodze potrafi w jednej chwili działać kilka zespołów, co często generuje nieprzyjemne sytuacje
6.Niekontrolowanie czasu na wspinie. Na drogach górskich trzeba wspinać się szybko i sprawnie, zwłaszcza w łatwym terenie. Dla początkujących czasy przejścia podane we włoskich i niemieckich przewodnikach często należy przemnożyć przez 2, zanim się człowiek oswoi z nowym typem skały i asekuracji.
7.Brak apteczki- apteczkę trzeba nosić bezwzględnie-   może ona  pomóc uratować komuś życie.
8.Nieodpowiedni ubiór- należy mieć ubiór przystosowany do warunków, a bezwzględnie mieć w plecaku coś przeciwwietrznego i przeciwdeszczowego . W Dolomitach burze są obfite w deszcz i wiatr i przy wycofie dobrze jest mieć na sobie kurtkę...
9.Zbyt mały zapas jedzenia/napojów na wspinanie- Górskie drogi często zajmują cały dzień- dobrze jest obliczyć swoje zapotrzebowanie energetyczne i zabrać odpowiednią ilość jedzenia i picia z pewną rezerwą. Brak energii nie jest mile widziany.
10.Niedpowiedzialny partner- pamiętaj zawsze o tym, że od tego, jak Twój partner Cię asekuruje zależeć może Twoje życie. Nie dobieraj partnerów przypadkowo, niech to będzie osoba godna zaufania i sprawdzona wcześniej w wspinaniu w górach
Artykuł pochodzi z serwisu http://artelis.pl